Jedną z pierwszych potraw jakie zrobiłam w Hiszpanii, była ta zupa z dyni. A w zasadzie poczęstowała mnie nią Ania, dziewczyna u której właśnie mieszkam. Jak zostałam już sama na włościach zrobiłam ją według Ani pomysłu.
Ta zupa robi się w 10 minut. Dosłownie, dziesięć minut.
Jest przy tym bardzo dobra i ma w sobie przyprawę, której do tej pory unikałam jak ognia. Curry.
I jest pyszna.
Zupa z dyni:
Składniki:
dynia- ja wzięłam 3 cm plaster świeżej dyni
2 średnie ziemniaki
cebula
czosnek
2 szkl wody/ bądź bulionu
sól
2 łyżeczki curry
Obrałam kawałek dyni, ziemniaki, cebulę i czosnek. Wszystko wrzuciłam na patelnię. Posypałam curry i solą. Jak całość zrobiła się przyrumieniona wlałam wodę.
Gotowała się przez 5-10 minut ( do tzw miękkości).
Część warzyw z zupy przełożyłam do miski a resztę zmiksowałam na krem.
Przed zjedzeniem, nałożyłam krem do talerza potem warzywa w całości i… nachosów garść.
Co można robić w Hiszpanii w styczniu??
Minął mój pierwszy tydzień tu. Przeszłam już szkołę palenia w kominku. Tutaj jest ciepło na zewnątrz- 14-18 C. Jednak w domach nie ma centralnego ogrzewania i potrafi być naprawdę zimno. Moje nowe hiszpańskie słowa to PALITOS I CHAPARRO ( to znaczy patyczki i dąb).
Jeżdżę do miejsca, gdzie sprzedają różne rodzaje drewna- są eukaliptusowe, oliwne itd. I mówię „50 kg chaparro por favor”;).
Pierwsze dni były totalną idyllą bo byłam sama. Kawa do późna w łóżku, potem śniadanie- przez tydzień to samo! zakochałam się w tym daniu ( o tym w innym miejscu będzie). Potem zwiedzanie okolicy, głównie plaży. A wieczorem nadrabianie zaległości filmowych na Netflixie i odświeżanie mojej znajomości angielskiego.
Potem laba się skończyła a zaczęło konkretniejsze zwiedzanie. Był Gibraltar, gdzie zostałam oszukana na 20 Euro!!
Wstyd opisać tą sytuację. Powiem tylko, NIE DAJCIE SIĘ POGANIAĆ, W UCZUCIU POŚPIECHU MOŻNA RÓŻNE GŁUPOTY ZROBIĆ. :/
Potem Ronda- urocze miasteczko w górach. Jednak tam było już NAPRAWDĘ zimno poza tym te cholerne serpentyny są w stanie mi obrzydzić wszystko.
Za to wypiłam tam pyszną gorącą czekoladę! A potem wracałam tymi zakrętasami…
Teraz kiedy jesteśmy już we dwie, ja i Mała Zu, nasz czas bardziej się „zaplanował”. Rano robimy lekcje, w parku 🙂 bądź ogrodzie.
Potem jedziemy na plażę, gdzie jest czas na wybieganie się. Następnie pora na obiad, spacer po naszej miejscowości, która jest w górach więc nóżki pracują. A wieczorem oglądamy bajki.. „TrollHunters”. Czy ktoś z was widział ten serial?
Nakręcił i wymyślił to mistrz horrorów Guillermo del Torro. Jednak to bajka! 😉
Noo, oglądamy to po angielsku- łudzę się, że to jak lekcja języka dla Małej Zu, ale powiem wam w tajemnicy, że sama się wciągnęłam..
Brak Komentarzy